Rodzina Moniki

Ben Esra telefonda seni bosaltmami ister misin?
Telefon Numaram: 00237 8000 92 32

Anal

Rodzina Moniki
Niebo zaciagnelo sie gwaltownie. Po upalnym, majowym dniu, nadchodzila gwaltowna, wieczorna burza. Ciemne chmury gnane porywistym wiatrem nadciagaly od pólnocnego zachodu, od strony puszczy, sasiadujacej z miastem. Przechodnie odruchowo przyspieszali kroku, chcac znalezc bezpieczne schronienie przed nadchodzaca nawalnica. Wiatr wial coraz silniej. Podmuchy podrywaly z ziemi smieci, krecac nimi w powietrzu akrobatyczne figury.
W stojacym na przedmiesciu domu mloda, dziewietnastoletnia dziewczyna zapalila lampke przy biurku. Odchylila sie na krzesle, odrywajac od rozlozonych przed nia podreczników i przeciagnela dlonmi po dlugich, kasztanowych wlosach.
„Wystarczy tej nauki” – pomyslala – „jutro tez jest dzien”.
Zza sciany dochodzil lomot muzyki. Oczywiscie, jej brat jak zwykle zanurzony byl w swoim metalowym swiecie. Skrzywila sie z niechecia. Ciekawe, czy dzisiaj znów pójdzie do tej swojej Dagmary? Ciekawe, czy pamieta, ze w nocy wracaja z Barcelony, ze swej „d**giej podrózy poslubnej”, rodzice?
Wstala i wyszla z pokoju. Przechodzac obok pokoju brata uslyszala, poza muzyka, dzwiek silnika samochodowego. No tak, znów gral na komputerze.
– Móglbys to sciszyc – krzyknela ze zloscia.
Zadnej odpowiedzi. Calkowicie ja zignorowal.
„Glupek” – pomyslala i poszla do kuchni.

Oczywiscie zlew byl pelen. Szklanki od piwa, zasyfione talerze i sztucce. Ustalila z Markiem, ze dzis, przed powrotem rodziców, posprzataja dom. Ona wywiazala sie ze swojej czesci, umyla podlogi i lazienke, odkurzyla dywany. Jej brat ograniczyl sie do wyniesienia smieci i zniesienia tygodniowych pokladów brudnych naczyn do zlewu. Jak zwykle. Ciekawe, jak wyglada jego pokój?
Westchnela i odkrecila wode. Powinna zostawic tak wszystko do powrotu starych. Markowi oberwaloby sie od ojca, ceniacego lad i porzadek. I tak byl wsciekly na niego z powodu studiów.

Tak. Jej brat róznil sie od niej bardzo. Starszy o dwa lata, sprawial na dziewczynie wrazenie, jakby nie mógl wyrosnac z krótkich spodenek. Moze wlasnie dlatego, ze powodzilo mu sie dobrze, zbyt dobrze. Ich rodzice zapewnili im pelny dobrobyt. Matka, o kilka lat starsza od ojca, z zawodu ekonomistka, byla prezesem duzej, zagranicznej firmy. Ojciec, ceniony adwokat, prowadzil wlasna, dobrze prosperujaca kancelarie. Dzieciom nigdy wiec na niczym nie zbywalo.
O ile jednak córka, powazna i stateczna, licealistka przygotowujaca sie do matury w jednym z najlepszych prywatnych liceów, wrodzila sie w rodziców (ojciec zawsze twierdzil zartobliwie, czym denerwowal matke, ze urode odziedziczyla po matce, a inteligencje po nim), o tyle pierworodny syn nie raz sprawial im klopoty. Jedynym, w czym naprawde byl dobry, byla motoryzacja. Silniki, samochody, motocykle – to bylo jego zycie. Wybitnie uzdolniony technicznie, w pozostalych dziedzinach nie byl juz tak dobry, jak powinien. „Zdolny len” – mawial o nim ojciec i rzeczywiscie cos w tym bylo. Po skonczeniu technikum samochodowego (mature zdal bardzo przecietnie, za to egzamin zawodowy celujaco), dostal sie „psim swedem” na Politechnike. Wiecej jednak czasu spedzal na imprezowaniu, niz na nauce, nic wiec dziwnego, ze zawalil pierwszy rok. Gdyby nie pomoc ojca i jego znajomosci, dawno wylecialby z uczelni. A tak – powtarzal rok, choc na razie niespecjalnie zmienil swoje postepowanie.

Na górze trzasnely drzwi. Tupot kroków na schodach i w drzwiach kuchni pojawil sie Marek.
– Siostra, wychodze! – rzucil.
– Kolo jedenastej beda rodzice. Zadzwonia po wyladowaniu z lotniska. Nie móglbys poczekac?
– Odwal sie Mloda, dobra? Umówilem sie z Dagmara. Ty siedzisz w domu, to ich wpuscisz. – Marek zamknal za soba drzwi lazienki.
Rzucila scierke, która wycierala naczynia ze zloscia. Oczywiscie, znowu Dagmara. Glupia, prymitywna siksa, z ukonczona zaledwie podstawówka, poznana na imprezie w knajpie. Marek byl nia zauroczony. Spotykali sie od czterech miesiecy i jak na razie nie zanosilo sie na zmiany. Ani rodzice, ani ona nie byli zachwyceni rok mlodsza od niej dziewczyna. „Sciaga Cie w dól” – powiedziala kiedys matka do Marka w czasie kolejnej wymiany zdan i bylo w tym sporo prawdy. Jej brat nie zamierzal jednak tego sluchac.

Drzwi do lazienki trzasnely ponownie.
– Mloda, gdzie sa klucze od mieszkania?
Przegial. Zupelnie przegial. Starego mieszkania w sródmiesciu rodzice nie sprzedali, kupujac obecny dom. Wynajmowali je czasami studentom, w zamysle mialo byc przeznaczone dla któregos z dzieci, kiedy sie usamodzielnia. Od lutego stalo puste. I co? Ma zamiar tam isc z dziewczyna? Bez wiedzy starych? Pieprzyc sie? O nie!
– Pytales ojca o zgode?
– Mówilem juz, odwal sie! Nie musze pytac. Jestem juz duzym chlopcem. Sam sobie znajde – zaczal grzebac w szafce w przedpokoju.
Dziewczyna byla wsciekla. W dupie z nim. Nie bedzie go kryla, tak jak to nieraz robila. Niech sobie idzie. Rodzice wróca, zapytaja sie, to powie im prawde. Ojciec go zabije…
Stojacy na blacie telefon zadzwonil donosnie.
„Co znowu” – pomyslala i podniosla sluchawke…

Marek znalazl klucze i zalozyl buty. Juz mial wychodzic, kiedy przypomnial sobie o butelce wódki w lodówce, kupionej z mysla o dzisiejszym wieczorze. Wszedl do kuchni…
Oczy jego siostry byly okragle jak pieciozlotówki, twarz papierowo biala. Patrzyla na niego z przerazeniem.
– Mloda, co jest?
Otworzyla usta, ale nie wydobyla zadnego dzwieku. Zaniepokoil sie.
– Monika, co sie stalo?
– Nieeeeeeeeeee!
Siostra nieprzytomna runela na podloge, uderzajac glowa o terakote…

ROK PÓZNIEJ

PIATEK, NOC

Monika przewracala sie w lózku, nie mogac zasnac. Wziela wlasnie srodki uspokajajace, ale to nie pomagalo. Juz nie plakala. Wyplakala sie przez caly dzien i teraz byla juz kompletnie zobojetniala. Wlasnie dzis minal rok…

Rok temu ich beztroskie zycie, jej i Marka, leglo w gruzach. Samolot, którym wracali rodzice z Barcelony, ulegl katastrofie, rozbil sie wkrótce po starcie w Pirenejach. Nikt nie ocalal. Eksplozja maszyny byla tak potezna, ze cial rodziców nie zidentyfikowano. Media przescigaly sie w opisie wypadku, dodajac coraz to nowe, pikantne szczególy. Przez kilka nastepnych dni Monika i Marek znalezli sie w centrum zainteresowania, zasypywani obietnicami pomocy, slowami wspólczucia, gestami bez pokrycia….
Szybko nastalo zwykle, codzienne zycie. Otrzymane odszkodowanie bylo wprawdzie wysokie, ale i tak z ledwoscia wystarczylo na splacenie kredytów, zaciagnietych przez rodziców. Z kolei renta rodzinna, zupelnie przyzwoita, pochlaniana byla przez biezace oplaty i koszty utrzymania domu. Oboje nie zdawali sobie wczesniej sprawy, ile to kosztuje. Z kolei na pomoc rodziny, poza wyrazonym slownie zalem, nie mogli liczyc. Dziadkowie rodziców juz nie zyli, a dalsza rodzina mieszkala dosc daleko. Zreszta, rodzice juz poprzednio byli z nimi skonfliktowani.
Dzis byli razem z Markiem na cmentarzu, na symbolicznym grobie rodziców…

„Tak, gdyby nie Marek…” – pomyslala dziewczyna.
Tragedia bardzo zmienila jej brata. Nie spodziewala sie, ze potrafi tak szybko dojrzec. W ciagu paru nastepnych miesiecy stal sie zupelnie innym czlowiekiem. Wzgledy finansowe zmusily go do przerwania studiów („Ktos przeciez musi zadbac o Ciebie, Mloda” – powiedzial), podjal prace w salonie znanej marki i dal sie poznac, jako swietny fachowiec. Tak dobry, ze miesiac temu, zaledwie po pól roku pracy, otrzymal awans na kierownika zmiany w serwisie. Realia zycia spowodowaly, ze nie imprezowal juz po nocach, takze historia z Dagmara stala sie przeszloscia. A mieszkanie w sródmiesciu… po dluzszej naradzie sprzedali je, aby miec rezerwe finansowa na wypadek jeszcze ciezszych czasów.
Monika tez sie zmienila. Sparalizowana przerazeniem, doznanym szokiem dosc dlugo nie mogla dojsc do siebie. Przystapila do matury, zdala ja nawet niezle, w sumie dzieki poblazliwosci i wspólczuciu nauczycieli. Potem jednak kompletnie zawalila egzaminy na wymarzona ekonomie. Nie miala sily, ani ochoty sie uczyc. To Marek ja zmobilizowal. „Któres z nas musi spelnic oczekiwania rodziców” – powiedzial. Podjela wiec wieczorowo nauke w rocznym, ekonomicznym studium pomaturalnym, pracujac jednoczesnie (dzieki pomocy znajomych z pracy matki), jako kasjerka w banku. A Marek dopingowal ja do ponownego startu na uczelnie…

Rozmyslania Moniki przerwalo delikatne pukanie do drzwi. Spojrzala na zegarek. Dochodzila d**ga.
– Monika, spisz? – uslyszala pytanie brata – Moge wejsc?
– Nie – odpowiedziala szarym, obojetnym glosem – nie spie. Co sie stalo?
– Ja tez nie moge zasnac – powiedzial Marek wsuwajac glowe do pokoju – Moge chwile przy Tobie posiedziec?
Wszedl do pokoju i usiadl na brzegu lózka. Jego zaczerwienione spojówki wyraznie wskazywaly, ze plakal, choc oczywiscie nigdy nie przyznal by sie do tego siostrze.
– Zasnalem na chwile – jego glos byl chrapliwy i zmeczony – Obudzil mnie sen.
– Oni?… – zapytala cicho dziewczyna.
Marek pokiwal glowa, zamknal oczy i polozyl dlonie na karku.
– To bylo…. okropne… Spadali… a ja nie moglem im pomóc… – spod zamknietych powiek wyplynely dwie lzy.
Monika pogladzila brata po nodze.
– Uspokój sie. To tylko sen. Na biurku stoja moje proszki. Wez dwa. Troche sie uspokoisz.
Marek spojrzal na siostre z wdziecznoscia. Podszedl do biurka, polknal tabletki, popil woda. Spojrzal na zdjecie rodziców stojace na szafce.
– Dziekuje. Dziekuje Ci, ze jestes, Siostrzyczko… Wiesz, mam prosbe. To moze smieszne, ale… nie chce spac sam… Nie dzisiaj…
Sprawial wrazenie naprawde zagubionego. Monika pomyslala, ze tez jej bedzie razniej. Posunela sie i odsunela koldre.
– Wlaz, Starszy Bracie. Ktos przeciez musi zadbac o Ciebie.
Marek spojrzal z wdziecznoscia i wskoczyl pod koldre.
– Kochana jestes Moniko – odwrócil sie do niej plecami.
– Mhm. Ja Ciebie tez kocham. Tak troche… – mruknela przytulajac sie do niego.
To byl rzeczywiscie dobry pomysl. Cieplo ciala Marka dawalo jej przynajmniej namiastke poczucia bezpieczenstwa. Poczula, wtulona w brata, ze zaczyna powoli odplywac. Marek czul chyba to samo, bo po krótkiej chwili zasneli oboje.

SOBOTA, RANO

Monika obudzila sie po siódmej. Nie byla wyspana, czula jeszcze piasek w oczach, niemniej nie miala juz ochoty na sen. Poza tym, czula sie dziwnie. Przez sen cos ja uwieralo, czula ciezar, nie bylo jej wygodnie. Przez chwile lezala z zamknietymi oczyma, wracajac do rzeczywistosci. Resztki snu odplywaly, ciezar pozostal. O Boze, to byl Marek! Lezal wtulony w jej plecy, z glowa oparta na jej ramieniu i noga zarzucona na jej uda. To stad ten ciezar! Przygniótl ja przez sen! A uwieranie… na wysokosci posladków. O Boze! To… to byl jego sterczacy…
Wysunela sie z pod brata i odwrócila do niego. Nie obudzil sie. Jego twarz spoczywajaca na poduszce byla tak spokojna, cien usmiechu blakal sie w kacikach ust. Dziewczyna delikatnie odsunela koldre. Pizama Marka w kroczu byla mocno naciagnieta, uwypuklajac ksztalt sterczacy pod nia. Dziewczynie rumieniec wystapil na twarzy, zaczela ciezko oddychac…

Choc moze sie to wydac nieprawdopodobne, dwudziestoletnia dziewczyna byla calkowita dziewica. Zwyczajna „szara myszka”, jakich wiele, skupiona dotychczas wylacznie na nauce i pracy, nie miala czasu, ani ochoty na flirty z chlopakami. Jej uroda, dosc dlugie kasztanowe wlosy, siegajace za ramiona, zgrabna, szczupla sylwetka i duze, jedrne piersi, odziedziczone po matce, przyciagaly uwage kolegów. W przeciwienstwie do swoich kolezanek, Monika nie reagowala jednak na ich zaloty i usmiechy, nic wiec dziwnego, ze w liceum miala pseudonim „lodowej ksiezniczki”.
Nie, nie byla oziebla. Po prostu nie interesowaly ja przelotne, szczeniece romanse. W glebi duszy byla romantyczka. Wierzyla w prawdziwa, gleboka milosc na cale zycie. Czekala na swego „ksiecia z bajki”. Tylko jemu, temu upragnionemu, chciala oddac swoje dziewictwo, zwiazac z nim sie na zawsze, na dobre i zle, do konca swiata. Dotychczas takiego nie spotkala.

Marek nadal spal. Monika szeroko otwartymi oczyma wpatrywala sie w wybrzuszenie pizamy. Nigdy jeszcze nie widziala meskiego czlonka na zywo. To, znaczy, prawie nigdy. Raz, cztery lata temu, weszla przypadkiem wieczorem do lazienki, kiedy ojciec wychodzil z wanny. Widok, który wówczas zobaczyla zawstydzil ja, szybko uciekla, przepraszajac tate. Jednoczesnie jednak byla wtedy bardzo podniecona, wstydzila sie bardzo tego uczucia. W koncu to byl jej ojciec. Tamtego wieczora zaczela odkrywac jednak swoja seksualnosc.
Wtedy, nie mogac usnac, lezac w lózku, dotknela palcami muszelki. Zaskoczylo ja, jak byla wilgotna. Nie do konca uswiadamiajac sobie, co robi zaczela ja masowac okreznymi ruchami, na poczatku tak jak robila to zawsze, myjac sie wieczorem. To bylo jednak zbyt gwaltowne. Zwolnila tempo, dotykala sie delikatniej. Wsunela jeden palec troche do srodka, d**gim gladzac nabrzmialy guziczek. I wtedy to poczula. Narastajace gdzies gleboko, w jej lonie. Drzenie rozkoszy, nieprawdopodobne, niesamowite, nieziemskie. Opanowalo ja cala, siegajac od stóp po czubek glowy. Bylo tak cudowne, tak niepowtarzalne. Wila sie po lózku, pieszczac sie coraz intensywniej, az wreszcie z cichym okrzykiem zastygla, unoszac biodra do góry…
Od tej pory to byla jej tajemnica, skrzetnie skrywana przed calym swiatem. Zawsze, kiedy czula podniecenie, zamykala sie w swoim pokoju i wieczorem przyjmowala pieszczoty przystojnych, cudownych mezczyzn. Ojca wsród nich nie bylo, to byl ten jeden, jedyny raz, wyparla go ze swej pamieci. W wyobrazni piescili ja jednak znani aktorzy, piosenkarze, jej nauczyciel od biologii, a nawet niektórzy, najprzystojniejsi koledzy. To rozladowywalo ja, odprezalo, byly to jednak tylko pieszczoty, nie wplywajace na jej nieugieta postawe w kwestii poszukiwania prawdziwego „ksiecia”. Zawsze wracala potem do rzeczywistosci.

Teraz, patrzac na wypuklosc na pizamie spiacego Marka, poczula ponownie narastajace gdzies w glebi niej podniecenie. To bylo niezalezne od niej, bardzo niejednoznaczne. Spojrzala znów na brata. Miarowo oddychal, calkowicie bezbronny, nieswiadomy tego, jak bardzo eksponuje swoja erekcje. Czula, jak robi sie coraz bardziej wilgotna. Byl tak blisko… Wsunela dlon pod koszule nocna, dotknela wilgotnych platków muszelki. Delikatnymi, powolnymi ruchami zaczela masowac nabrzmiewajacy guziczek. Podniecenie przybralo na sile. Nie panujac juz nad soba d**ga dlonia dotknela pizamy Marka. Poczula obly ksztalt, tak bardzo twardy… Nie przerywajac pieszczot guziczka, powoli, aby nie zbudzic mezczyzny, wsunela dlon pod gumke pizamy…
Poczula go. Poczula jego cieplo. Byl taki naprezony, taki duzy. Objela go palcami i wtedy… uswiadomila sobie co robi. Przerazila sie.
„Boze! Jestem zboczona! To jest mój BRAT!” – spazm strachu sparalizowal ja calkowicie, przeszywajac serce zimnym ukluciem. Podniecenie natychmiast opadlo. Przerwala pieszczoty. Zawstydzona do granic mozliwosci juz miala puscic trzymanego czlonka i wstac, gdy poczula dlon Marka na swojej piersi…

Marek budzil sie. Cudowny, barwny sen o goracym piasku i wiecznie zielonych palmach znikal gdzies, odplywal… Byli razem z siostra na tropikalnej wyspie, plywali w lazurowej wodzie. Na brzegu staly, smiejac sie radosnie Polinezyjki. Nie mialy nic na sobie poza przepaskami na biodrach. Mialy tak cudowne piersi. Ich widok rozpalil mezczyzne. Stal w cieplej wodzie, czujac, jak jego czlonek wypreza sie w spodenkach. I wtedy podplynela do niego Monika. Usmiechnela sie i wyciagnela dlon. Poczul, jak dotknela jego czlonka przez spodenki, a potem wsunela dlon pod gumke i objela go palcami. W tym momencie wyspa zaczela znikac za mgla. Nie czul juz piasku, zielone palmy zrobily sie szare, jeszcze bardziej szare, przezroczyste… Czul tylko dlon siostry. Caly czas czul dlon siostry!
Otworzyl oczy, mrugajac gwaltownie. Sen klebil sie w glowie, walczac jeszcze z jawa. Na wysokosci swoich oczu zauwazyl kobiece piersi w koszulce, piekne piersi. Dlaczego Polinezyjka zalozyla koszulke nocna? Nie do konca jeszcze wybudzony wyciagnal dlon i dotknal cudownej miekkosci…

– Ach, Marek!!! – okrzyk siostry momentalnie go otrzezwil.
Jej oczy byly szeroko otwarte, twarz zaczerwieniona ze wstydu. Ze wstydu? Boze! To nie byl sen! Dotykala go! Czul wyraznie jej palce na swoim penisie!
– Monika!!!
Oczy dziewczyny momentalnie zaszklily sie lzami. Puscila czlonka i gwaltownie zerwala sie z lózka. Gumka pizamy bolesnie strzelila w podbrzusze.
– Auc! Monika, co Ty?…
Siostra zniknela za drzwiami. Marek opadl na posciel i zlapal sie za glowe. Boze, co oni wyprawiali?

SOBOTA, WIECZÓR

Przez caly dzien oboje nie rozmawiali o porannych wydarzeniach. W zasadzie w ogóle nie rozmawiali. Podswiadomie unikali sie, jak mogli. Marek po sniadaniu, zjedzonym w milczeniu, zaszyl sie w ogrodzie, robiac porzadek z krzewami, które po zimie wymagaly dogladniecia. Monika wyszla na zakupy, a potem siedziala w domu. Zrobila wielkie pranie, wysprzatala caly dom. Odkurzajac na pietrze zerkala przez okno na Marka, krzatajacego sie przy klombach. Zauwazyla, ze on takze zerkal w góre, kiedy jednak zobaczyl ja w oknie, natychmiast spuscil wzrok.
Tak naprawde mysli obojga biegly w tym samym kierunku. Oboje byli zestresowani i przerazeni tym, co sie wydarzylo. Monika doszla do wniosku, ze jest z nia cos nie tak. Jak mogla zapomniec sie? Jak mogla dotykac brata? Zastanawiala sie, czy jest normalna. Zawstydzona postanowila, ze to nigdy wiecej nie moze sie powtórzyc. Postanowila milczec. Moze uda sie puscic sprawe w niepamiec?
Marek, podobnie jak jego siostra zawstydzony, nie czul sie tak bardzo winny. Owszem, mial sen, prawie ze erotyczny, gdyby sie nie obudzil, nie wiadomo, w jakim kierunku potoczylyby sie senne marzenia, na wpól jeszcze swiadomy dotknal piersi siostry, ale to ona pierwsza dotknela jego… Wiedzial, ze nie moze tak tego zostawic. Czul, ze musi z nia porozmawiac…

Okazja nadarzyla sie dopiero wieczorem. Marek po powrocie z ogrodu wykapal sie i teraz oboje siedzieli przy kolacji przygotowanej przez dziewczyne. Jedli w milczeniu, zerkajac ukradkiem na siebie. Po kolacji Monika zabrala talerze i stanela przy zlewie. Marek, pijac jeszcze herbate, obserwowal ja. Byla sliczna. Jako dziewczyna zawsze mu sie podobala, do tego stopnia, ze zanim poznal Dagmare, zanim mial jakakolwiek dziewczyne, nosil zdjecie Moniki w portfelu. Pokazujac je nieraz chwalil sie kolegom w technikum, nie znajacym siostry, jaka to ma swietna laske…
Ale to byly dawne, mlodziencze wyglupy. Byla jego siostra i tyle. Chociaz… ale o tym nie chcial teraz myslec….

– Monika – odchrzaknal, ciekawe dlaczego zaschlo mu w gardle – to, co sie rano stalo…
Dziewczyna drgnela i zamarla bez ruchu przy zlewie. Woda z kranu plynela ciurkiem.
– Moniko, prosze, porozmawiaj ze mna… – glos Marka byl spokojny i opanowany, a jednoczesnie bardzo cieply.
Dziewczyna poczula, jak wzbiera w niej fala niesamowitego zalu, a jednoczesnie strach scisnal jej serce. Odruchowo zakrecila wode. Lzy naplynely jej do oczu. Nie odwrócila sie. Stala tylem do brata, coraz mocniej lkajac.
Marek nie tego sie spodziewal. Patrzyl w milczeniu na drgajace plecy siostry, na jej piekne wlosy, splywajace swobodnie po ramionach. Serce wzbieralo mu zalem. Cholera! Placz kobiety, obojetnie jakiej, zawsze go rozbrajal. Jako mezczyzna chcial wówczas natychmiast wszystko, naprawiac, pocieszac… Tak juz mial i juz… Nie potrafil inaczej… To dlatego zwiazek z Dagmara tak dlugo sie ciagnal. Wiedzial, ze nie pasuja do siebie, ze rodzice i siostra maja racje, ale za kazdym razem, kiedy próbowal sie z nia rozstac, wybuchala placzem i… nie potrafil tego zrobic. Gdyby nie tragedia rok temu, pewnie do dzisiaj…
Czul, ze dluzej nie wytrzyma. Wstal i podszedl do siostry. Objal ja i przytulil. Poczul, jak drgnela zaskoczona.
– Monika, prosze, uspokój sie – wyszeptal – prosze Cie…
– Marek, zostaw mnie – jej glos byl zduszony, cichy – Marek, przepraszam Cie… Jestem nienormalna…
– Przestan, nie mów tak – Marek czul, ze zaraz nie wytrzyma. Musial cos zrobic, cokolwiek, byle przestala plakac.
Odwrócil ja sila do siebie. Wtulila sie w niego, ukryla twarz w jego ramionach.
– Przepraszam Cie, naprawde przepraszam… To juz nigdy wiecej…
Uniósl dlonmi jej glowe. Jej cudowne, duze piwne oczy byly wielkie, pelne strachu. Byla tak pelna zalu i… taka piekna. Wbrew sobie, calkowicie wbrew sobie, poczul, jak w nim, gdzies w jego ledzwiach rodzi sie, narasta coraz mocniejsze podniecenie. Co sie z nim dzialo? To byla… jego SIOSTRA!
„Boze! Nie, nie moge! Boze!” – mysli wirowaly mu jak szalone.
Zakrecilo mu sie w glowie. To byl jakis sen, kontynuacja tego z rana. Byla tak blisko, potrzebowala jego opieki… taka biedna… Zaraz, jak to bylo? „Ktos przeciez musi zadbac o Ciebie, Mloda”! Przytulil ja jeszcze mocniej, z calej sily. Czul jej piersi na swoim torsie, czul ich miekkosc, cieplo… Juz nie panujac nad swoimi odruchami pochylil sie i… pocalowal ja w usta.

Odpowiedziala na jego pocalunek. Zrobila to nie do konca swiadomie, niewprawnie, wszak calowala sie po raz pierwszy w zyciu. Rozchylila usta i… poczula jezyk Marka. To bylo niesamowite, cudowne uczucie. Z poczatku niesmialo, potem coraz sprawniej, mocniej. Ich jezyki splotly sie w goracym, namietnym tancu. To nie byl juz braterski pocalunek. To byl goracy pocalunek mezczyzny i kobiety…
Monika opamietala sie pierwsza. Oderwala sie od brata.
– Marek! Marku, przestan! Co my wyprawiamy! Pusc mnie! – odpychala go dlonmi.
Slowa siostry przywolaly mezczyzne do rzeczywistosci. Puscil ja i odsunal sie. Uswiadomil sobie, co robil. Jego twarz momentalnie zaczerwienila sie ze wstydu.
– Monika! Ja… przepraszam, to nie tak mialo byc… Ja tylko chcialem porozmawiac… Boze, przepraszam…
Odwrócil sie i uciekl z kuchni. Uslyszala trzasniecie drzwi jego pokoju.

Dziewczyna stala oparta o zlew. Ciezko oddychala. W glowie klebily jej sie tysiace mysli. Wiedziala, z jednej strony, doskonale, ze to co sie dzieje, bylo zle, niedopuszczalne, ze nie mialo prawa sie zdarzyc. Do cholery, byli rodzenstwem! I jakakolwiek forma bliskiego kontaktu fizycznego byla niedopuszczalna! Jak mogli… Byla przerazona swoim zachowaniem, zachowaniem Marka…
Z d**giej strony… byla podniecona. Czula, jak pocalunek ponownie ja rozpalil. Czula jak jej muszelka zaczyna ociekac wilgocia. Tak naprawde Marek byl jej jedyna bliska osoba. Dzieki niemu przetrwala ostatni rok, przy nim czula sie bezpieczna. Wczesniej wiele razy byla na niego wsciekla, wczesniej nieraz sie klócili – jak zwykle w rodzenstwie. Ale teraz… Od roku zyli oboje, wspierajac sie nawzajem, a on… byl zupelnie inny. Taki kochany starszy brat. Czy tylko Brat? Czy rano myslala tak o nim? Czy teraz, odpowiadajac na jego pocalunek traktowala go tylko w ten sposób? Czula, ze gdzies gleboko, w jej glowie (choc poeci powiedzieliby, ze w sercu), zaczyna rodzic sie cos, czego nie potrafila okreslic. Jej Brat… Taki troskliwy, opiekunczy, wrazliwy… Jej Marek…

Nie mogla sobie z tym poradzic. Nie chciala teraz o tym myslec. Zajela sie praca. Sprzatnela ze stolu, pozmywala naczynia. Byl juz wieczór. Umyla sie i wrócila do swojego pokoju. Przechodzac obok drzwi pokoju Marka zatrzymala sie na chwile. W pokoju palila sie nocna lampka. Pewnie jeszcze nie spal. Zastanawiala sie przez chwile, czy nie zapukac. W koncu jednak po cichu, jak najciszej, poszla do siebie…

SOBOTA, NOC

Nie mogla zasnac. Tak, jak poprzedniej nocy, wziela tabletki. Ale ukojenie nie przyszlo. Wstyd, podniecenie, przerazenie i zadza walczyly ze soba w jej umysle. Przewracala sie na lózku. Chciala usnac, ale ilekroc zamykala oczy widziala, wrecz fizycznie czula Marka. Jego dobre cieple spojrzenie, dotyk jego ramion, jego usta i jego… wyprezonego… To bylo nie do zniesienia.
Odruchowo wsunela dlon pomiedzy uda. Byla zupelnie wilgotna, soki wyciekaly z jej wnetrza. Dotknela platków muszelki, zadrzala. Jej cialo przeszedl nagly impuls. Musiala to zrobic, byla tak napieta… Zaczela sie piescic. Delikatnie, coraz szybciej i szybciej…. Srodkowy palec odruchowo wsunal sie do srodka. Wskazujacym piescila rózowy, ociekajacy sokami guziczek. d**ga reka podwinela koszulke nocna i piescila piersi. Zamknela oczy i jej wyobraznia zawladnela nia calkowicie. Widziala Marka, to on teraz ja piescil, on… jego czlonek… byl taki duzy… Byla coraz bardziej rozpalona… Coraz mocniej, szybciej, az do spelnienia… Zatracila sie calkowicie.

Marek nie mógl usnac. Zaplanowana rozmowa poszla zupelnie nie tak, jak tego oczekiwal. Wlasciwie wcale nie bylo rozmowy. Byl na siebie wsciekly. Jako dwa lata starszy od siostry, dojrzaly mezczyzna – tak przynajmniej myslal o sobie – powinien bardziej sie kontrolowac. A tymczasem… zupelnie stracil glowe. Prawie ujawnil wlasna, skrywana skrzetnie tajemnice…
Byl zakochany w Monice. Jako mezczyzna wstydzil sie tego uczucia, wiedzial, ze jest chore, próbowal je w sobie zwalczyc. Ale nie mógl zaprzeczyc, ze to byla prawda. To ona tak naprawde byla przyczyna, dla której zdecydowal sie zostawic Dagmare, tym razem nie zwracajac uwagi na jej lzy. Od chwili, kiedy zostali bez rodziców, kiedy musial przejac domowe obowiazki ojca, kiedy przebywal z nia dzien w dzien, kazdego wieczoru i poranka, stala sie jedyna, najblizsza mu osoba. Osoba, z która rozmawial prawie o wszystkim, która znala prawie wszystkie jego sekrety. I powoli, wbrew niemu samemu, narodzilo sie uczucie. Zakazane uczucie do siostry. Nie szukal, nie potrzebowal innych Cholera, jasna! Kochal ja wcale nie braterska miloscia!
Zdjecie Moniki, to które kiedys nosil w portfelu, bylo przy nim nadal, bezpiecznie schowane, spiace czesto pod poduszka. Nie potrafil policzyc, ile razy onanizowal sie patrzac na nie, ile razy wyobrazal sobie, ze Monika i on… Ale to byly tylko fantazje, podobnie, jak marzenia senne, w których siostra sie pojawiala. Ukrywal zatem swoje prawdziwe uczucia, a dzis w kuchni…
Jego czlonek byl calkiem sztywny. Siegnal pod poduszke i wydobyl zdjecie siostry. Usmiechala sie do niego. Wsunal dlon w spodnie od pizamy i dotknal penisa. Objal go palcami i znieruchomial zmrozony zimna mysla. Dotknal go w ten sam sposób, jak Monika rano! To ona go obudzila! Boze!
Zakrecilo mu sie w glowie. Nie, po tym, co sie stalo, nie mógl tak zwyczajnie sie masturbowac. Nie teraz. Musial z nia porozmawiac. Tak, pójdzie do niej, pewnie juz spi, ale trudno… Obudzi ja. Musi odbyc z nia rozmowe, nie moze tak tego zostawic…

Wstal z lózka, zalozyl pantofle, podszedl do drzwi pokoju Moniki. Bylo u niej ciemno, ale przez drzwi uslyszal delikatne pojekiwanie.
„Biedna, pewnie placze” – pomyslal.
Zapukal cicho. Nic. Zapukal ponownie. Brak odpowiedzi. Nacisnal klamke i ostroznie otworzyl drzwi…

Rozkosz nie mogla narastac w nieskonczonosc. Dreszcze przebiegaly przez jej cialo. Jeczac cichutko uniosla biodra.
– Marek… Aaaach, Mareeeek….
Wygiela sie w luk. Fale orgazmu przeplywaly przez nia, od jej dziewiczej dziurki, poprzez sterczace sutki, az do mózgu. Tam zakrecaly, wirujac w oblednym tancu i pedzily z powrotem, w dól ciala. I ponownie… I jeszcze raz… Coraz slabsze…

Lezala z zamknietymi oczyma, ciezko oddychajac. Powoli dochodzila do siebie. Czula meska dlon, dotykajaca jej piersi, masujaca delikatnie jej sterczace sutki. Czula usta, które caluja je, ssa namietnie. Czula to fizycznie. Nie w wyobrazni. Czula… fizycznie…. byl tu…. pochylony nad nia… MAREK!!!
– Aaaaach!!!! – przestraszona zerwala sie, odpychajac brata i naciagnela koldre pod szyje, przykrywajac sie szczelnie.
– Boze! Boze, co Ty tu robisz?! – przerazona wpatrywala sie w niego okraglymi ze strachu oczyma.
Mimo panujacych ciemnosci blask latarni i swiatlo ksiezyca w pelni dawaly dostatecznie duzo swiatla, aby spostrzec jego roziskrzone, plonace z podniecenia oczy i wypieki na twarzy.
– Chcialem z Toba porozmawiac, powaznie – glos Marka byl drzacy – Zapukalem, ale nie odpowiadalas… Monika… widzialem i slyszalem… – wyciagnal do niej reke.
– Zostaw mnie! Idz sobie! Zostaw mnie, slyszysz?! – odwrócila sie do sciany i naciagnela koldre po same uszy.

Marek z trudem opanowywal oddech. To czego byl swiadkiem, nieomal odebralo mu zmysly. Wolala jego imie… Usiadl na lózku i delikatnie pogladzil koldre okrywajaca Monike. Drgnela i przysunela sie jeszcze blizej do sciany. Wydawalo mu sie, ze serce, walace jak oszalale, wyrwie sie za chwile z piersi.
– Nigdzie nie pójde. Nie pójde, dopóki nie powiem Ci tego, co chcialem – slowa same, wbrew niemu, ukladaly sie w zdania, inne niz te, które zaplanowal, ale zdecydowanie wazniejsze.
– Monika, posluchaj mnie uwaznie. To co powiem, moze sie wydawac glupie, niedorzeczne, ale musze Ci to wyznac. Moniko, Kocham Cie! Jestes najblizsza mi osoba, tak bliska, ze nie potrafie tego wyrazic. Tak bylo zawsze, nawet wtedy, kiedy klócilismy sie, choc wówczas sobie tego nie uswiadamialem. Moniko, teraz, kiedy zostalismy sami, kiedy mamy tylko siebie… Chce sie Toba opiekowac, chce byc przy Tobie zawsze, chce widziec Twoje oczy rano, kiedy bedziesz sie przy mnie budzila i wieczorem, kiedy bedziesz usypiala. Nie potrzebuje innych kobiet, nie chce ich… Moze jestem nienormalny, ale… Kocham tylko Ciebie… nie jako siostre…
Ostatnie slowa wypowiedzial zduszonym szeptem. Monika pod koldra drzala i lkala. Kazde slowo uderzalo ja z moca kamienia. Uslyszawszy ostatnia fraze odwrócila sie do Marka. Spojrzala na niego oczami pelnymi lez.
– Marek… Co Ty… mówisz… To jest… to niemozliwe…
Mezczyznie w oczach tez blyszczaly lzy. Podjal juz decyzje. Musial powiedziec wszystko. Az do konca, bez wzgledu na konsekwencje…
– Niedopuszczalne, ale nie niemozliwe. Wiem o tym, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Kazirodcze pragnienia sa tematem tabu, sa spolecznie nieakceptowane, scigane przez prawo, ale sa prawdziwa, ukryta czescia ludzkiej natury. Moze jestem nienormalny, ale nie potrafie tego w sobie zmienic… Moniko… Kocham Cie. Kocham Cie jako siostre, ale jeszcze bardziej jak Kobiete. Pragne Ciebie… Pragne byc z Toba…. Na zawsze… Nawet nie wiesz, ze od pewnego czasu pieszcze sie, myslac tylko o Tobie… Wyobrazam sobie nas razem…. Chce Ciebie, jako siostre…. i jako ZONE….
Mówiac te slowa Marek pochylil sie nad Monika. Poczula jego usta na swoich. Byl bardzo delikatny, ale to nie byl, podobnie jak poprzednio, pocalunek brata. To byl pocalunek Mezczyzny. Mówil wszystko o jego uczuciach i pragnieniach. Monika bezwiednie odpowiedziala na to wezwanie. Zarzucila mu rece na szyje i przyciagnela do siebie. Ich jezyki splotly sie w tancu milosci…

Mloda kobieta poczula, jak jej cialo ponownie zaczyna budzic sie z uspienia. Snów zaczela robic sie wilgotna. To, co robili bylo zle, niedopuszczalne, ale chciala tego. Wsunela dlonie pod bluze jego pizamy, poczula szorstki dotyk skóry. Zaczela ja gladzic. Marek wpól lezal na niej, opierajac sie na lokciu. Poczula jak zsuwa z niej koldre, jego dlon dotknela jej piersi, zaczal ja masowac. Jedna, potem d**ga. To bylo niesamowite uczucie, jej sutki wyprezyly sie momentalnie. Zadza owladnela nia calkowicie. Pospiesznymi ruchami rozpiela guziki pizamy i zsunela ja z Marka. Przylgnal do niej nagim torsem. Poczula nagie meskie cialo przy swoim. To dodatkowo ja rozpalalo.
Marek oderwal sie od jej ust i zsunal nizej. Objal ustami jej piers, jego jezyk zataczal kola na rózowych obwódkach, krazyl wokól sterczacego sutka. Jego dlon piescila jej brzuch, schodzila coraz nizej, dotknela wilgotnych, rózowych platków.
Po raz pierwszy w zyciu dotykal ja tam mezczyzna. I byl to Marek. Monika zadrzala ponownie. Chciala tego, ale…. bala sie potwornie.
– Marek… nie… Prosze, nie rób tego… – wyszeptala.
Przerwal i spojrzal na nia z czuloscia.
– Nie chcesz?
– Marek… sama nie wiem… Boje sie… Ja jeszcze nigdy…
– Nie zrobie Ci krzywdy – powiedzial drzacym glosem – Bardzo Ciebie pragne, ale… musimy tego chciec oboje. Pozwól mi… zajac sie Toba. Bede bardzo delikatny…
Mówiac te slowa zsunal sie nizej, pomiedzy jej uda. Jego dlonie ponownie wrócily na piersi. Uciskaly je, masowaly, potegujac rozkosz. Monika bezwiednie rozsunela uda.
– Oooch…
Poczula usta brata na platkach muszelki. Calowal ja tak delikatnie. Poczula jego jezyk, jak przeslizgnal sie pomiedzy platkami, dotknal nabrzmiewajacego guziczka. Przez chwile zataczal kola, a potem zaczal ssac. Ssal i lizal, coraz szybciej…. Dlonie wciaz piescily jej sutki…

Dziewczyna nigdy czegos takiego jeszcze nie przezyla. Wszystkie jej wyobrazenia, wszystkie doznania, których doswiadczala w czasie samotnych pieszczot byly niczym w porównaniu z tym, co teraz czula. To byla nieprawdopodobnie krótka chwila. Momentalnie wspiela sie ponownie na sam szczyt rozkoszy…
– Aaaaaa…… Maaaareeee….
Glosno krzyczac wyrzucila biodra do góry. Palce zacisnely sie na poscieli. Spazmatyczne drgala, czujac, ze za chwile straci przytomnosc. W jej wnetrza poplynely obficie soki, zalewajac usta i twarz brata…

Skurcze wciaz wstrzasaly jej cialem, coraz slabsze i slabsze… Opadla bezwolna z zamknietymi oczami. Marek polozyl sie przy niej, wilgotnymi od jej soków ustami calowal jej szyje, policzki, czolo, powieki… To bylo nieziemskie uczucie. Czula tez wyraznie jego wyprezonego czlonka, przylegajacego do do jej biodra. Czula… i nie bylo juz dla niej wazne, czy jest normalna, czy nie. Moze oboje byli nienormalni. Moze oboje…
– Marek… – wyszeptala cichutko.
– Mhm… – jego usta zsunely sie ponownie na szyje.
– Marek… pokaz mi go…
– Oooch… – mezczyzna drgnal, kiedy poczul jej reke na spodniach pizamy.
Tak, jak rano, dotknela wyprezonego czlonka, wsunela dlon pod gumke spodni. Byl taki duzy, goracy. Objela go calego.
– Mówiles… powiedziales, ze piescisz sie… myslac o mnie… Naucz mnie tego…
– Monika! Naprawde tego chcesz? – glos brata byl chrapliwy z podniecenia.
– Pokaz mi – skinela glowa – Chce, zeby Tobie tez bylo dobrze…
Marek odsunal sie troche od niej. Jedna dlonia zsunal spodnie pizamy, a d**ga polozyl na jej rece trzymajacej penisa. Powoli, bardzo delikatnie, jakby bojac sie ja sploszyc, zaczal poruszac jej dlonia. W góre i w dól, w góre i w dól. Poddala sie jego ruchom. Najpierw niewprawnie, z pewna obawa, po chwili zlapala rytm. Poruszala sie coraz szybciej… Marek opadl na plecy.
– Tak… Monika… Tak! – jeczal.
Coraz szybciej i szybciej. W góre i w dól. Poczula, jak czlonek zaczyna drzec, poczula, jak cos rozpycha go w srodku, jak nadciaga fala…
Marek wygial sie w luk, jeczac glosno. Fontanna nasienia trysnela wysoko, opadajac na jej nagi brzuch, na jego tors, na reke trzymajaca czlonka. Jedna fala, zaraz po niej d**ga, trzecia i kolejne coraz slabsze… Marek podrzucal spazmatycznie biodra do góry, jego penis drgal, wyrzucajac z siebie sperme…

Dluzsza chwile lezeli dochodzac do siebie. Oboje milczeli, kazde z nich zastanawialo sie nad tym, co sie wlasnie stalo. Oboje mieli mieszane uczucia. W koncu Marek wstal i przyniósl z lazienki papierowe reczniki. Wytarl dokladnie siebie i siostre. Pocalowal ja w usta.
– Jestes niesamowita, wiesz?
Monika uniosla sie i obciagnela koszulke nocna, podwinieta pod sama szyje.
– Yhm… Jesli chcesz, mozesz spac ze mna – powiedziala – Ale ubrany w pizamke!
Marek zalozyl pizame i wsunal sie obok siostry. Przytulil sie do niej. Czul jej miekkosc i cieplo. Bylo mu dobrze, bardzo dobrze. Monice tez nie chcialo sie myslec. To wszystko zdarzylo sie tak nagle… Jutro. Jutro sie nad tym zastanowi. Wtulila sie w brata. Po chwili oboje spali.

NIEDZIELA, WIECZÓR

Monika krzatala sie po kuchni. Kolacja dla Marka byla juz prawie gotowa, ona zjadla wczesniej. Za szeroko otwartym oknem zapadal cieply, majowy wieczór. Marka jeszcze nie bylo. Dzis mial, do osiemnastej, dyzur w serwisie. Kiedy sie rano obudzila, juz go nie bylo. Na stole w kuchni zastala przygotowane sniadanie i karteczke – „Smacznego. Kocham Cie”. Obok bylo namalowane serduszko.
Przez caly dzien, aby odepchnac uporczywie powracajace mysli, starala sie czyms zajac. Byla w kosciele, potem na cmentarzu. Zrobila obiad na nastepne dwa dni, a po poludniu próbowala przygotowac sie do jutrzejszych popoludniowych zajec w studium. Mysli jednak nie daly sie zepchnac. Uporczywie powracaly, swidrujac ja ostrzem strachu.
Czy byla nienormalna? Czy oboje byli patologicznie chorzy? To, co sie stalo poprzedniego dnia, bylo zboczone, rodzenstwo nie ma prawa tak sie zachowywac. A jednak, wbrew temu, co wiedziala – podobalo jej sie. Nawet wiecej, sama chciala… Czula jak gdzies gleboko, w jej sercu narasta, wbrew niej samej, uczucie. Uczucie do Marka. Do Marka, nie do brata… Nie mogla sobie z tym poradzic.
A moze to byla kwestia genów? Moze oboje byli skazeni jakimis patologicznymi genami, wbrew calemu swiatu nakazujacymi im kochac sie nawzajem? W koncu ich rodzice tez nie byli tacy do konca standardowi, nie tak jak oni, ale zawsze… Byli bardzo dalekimi powinowatymi, nawet nie kuzynami, nie laczyly ich wiezy krwi, ale to wlasnie ujawnienie swiatu wiele lat temu ich zwiazku spowodowalo rodzinne „trzesienie ziemi”. Purytanska rodzina z prowincji uznala go za niedopuszczalny i zerwala na dobre kontakty. Nawet nie przyjechali na pogrzeb…
Jesli bylo tak, jak myslala, jesli ona i Marek byli „pomylka genetyczna”, to jej watpliwosci nie mialy zadnego znaczenia. Jesli to byla jakas klatwa? Jesli Marek byl jej przeznaczeniem, jej Ksieciem? To po co sie opierac? I tak stanie sie to, co ma sie wydarzyc. Los jest nieznany i nieunikniony…

Uslyszala samochód podjezdzajacy pod brame. Marek wrócil. Szybko wstawila wode na herbate i rozstawila pólmiski z jedzeniem. Przy kolacji z nim porozmawia. Zwierzy mu sie ze swoich watpliwosci.
– Juz jestem! – trzasniecie drzwiami i glos brata ostatecznie wyrwal ja z zamyslenia.
– Swietnie, pewnie jestes glodny. Jedzenie na stole.
Marek umyl rece i wszedl do kuchni. Na widok ulubionych ozorów w galarecie twarz mu sie rozjasnila.
– Moniko! Kochana jestes! – podszedl do niej i ucalowal w policzek – Dziekuje!
– Usiadz i jedz! – wywinela sie, kiedy chcial ja objac. Nie chciala nic wiecej. Nie teraz…
– A Ty?
– Juz zjadlam, ale potowarzysze Ci…

Siedziala naprzeciwko niego, popijajac herbate. Sprawialo jej przyjemnosc patrzenie, jak z zapalem zajada sie kolacja.
„Musial byc glodny” – pomyslala – „Nic dziwnego, dwanascie godzin w pracy…”
Oboje milczeli. Oboje chcieli porozmawiac, ale zadne z nich nie moglo sie zdobyc pierwsze. Zachowywali sie tak, jakby wczorajszego dnia nie bylo. Marek przez caly dzien wyrzucal sobie wczorajsze, nierozwazne nocne wyznanie. Nie powinien byl tego robic. Nie powinien byl jej piescic. Nie powinien byl pozwolic, aby sie zapomniala, aby piescila jego. Teraz pewnie Monika traktuje go jak niezrównowazonego, patologicznego zboczenca. To dlatego nie chciala, aby ja objal… Czul wstyd, bal sie jej spojrzec w oczy…
Monika, obserwujac brata, widziala wypieki na jego twarzy. Wiedziala, ze jest zawstydzony. Tak samo zreszta jak ona. Patrzac na niego czula, jak w jej glebi wzbiera, coraz silniejsza fala, uczucie. Jakby motyle tanczyly w jej brzuchu. Zaskoczylo ja to bardzo.
„Czyzbym sie zakochala?” – pomyslala.

Marek skonczyl jedzenie. Wstal, zmyl talerze, schowal reszte do lodówki. Ani raz nie spojrzal na nia.
– Dziekuje, Siostrzyczko. Pójde sie wykapac – odwrócil sie i podszedl do drzwi.
– Stój! Poczekaj! – wypowiedziane ostro, moze nawet zbyt ostro, slowa zaskoczyly go i zatrzymaly w pól kroku – Musze z Toba porozmawiac!
Mial ochote uciec. Nie zareagowac. Wiedzial jednak, ze to nic nie da. Musial stawic temu czola. Bez wzgledu na wszystko. Jak mezczyzna. Musi uslyszec, ze jest zboczencem…
Odwrócil sie i spojrzal na siostre. Stala zaczerwieniona.
„Pewnie jest wsciekla” – pomyslal.
– Slucham Cie, Siostrzyczko… – staral sie, aby jego glos brzmial, jak najbardziej normalnie.

– Marek… Powiedz mi… – czula, ze za chwile zemdleje, ale musiala przez to przejsc – Powiedz mi, czy to, co mówiles w nocy… Czy to jest prawda… Czy Ty naprawde mnie…
Jej oczy byly takie piekne, takie blyszczace. Byla najpiekniejsza Kobieta, jaka znal. Co mial jej powiedziec?
– Moniko… – glos uwiazl mu w gardle.
– Kochasz mnie?… – to pytanie wypowiedziala cichutko, ledwie je slyszal.
Czul, jakby w jego glowie rozerwal sie granat. Nie potrafil sie opanowywac. Trudno, wyrzuci to z siebie…
Skoczyl do niej, zanim zdazyla zareagowac. Chwycil ja i zamknal w mocnym uscisku ramion.
– Nazwij mnie zboczencem! Wyrzuc mnie z domu! Zrób, co chcesz! Znienawidz mnie! Moniko!!! Moze jestem zboczony, ale…. Moniko! Jestes moja Królewna! Wymarzona, Jedyna. Chce spedzic przy Tobie reszte zycia. Chce sie z Toba zestarzec! Niewazne, co powie na to swiat. Kocham Cie i chce byc tylko z Toba!
– Marek! – patrzyla w jego oczy. Byly rozpalone. Plonely szalenstwem i miloscia. Gorace slowa wylatywaly z jego ust z predkoscia kul karabinowych.
– Moja Królewno! Chce dac Ci dom, rodzine i byc przy Tobie jako Twój Mezczyzna, nie jako brat. Chce byc twoim Mezem. Bez zadnych formalnosci, czy papierków. Chce byc Twoim Mezczyzna… Do konca naszych dni… Chce miec z Toba dzieci, co najmniej trójke. Chce zebys byla szczesliwa…
„Królewno!” – to slowo-kamien odbijalo sie w jej glowie. Powiedzial do niej „Królewno!”. A on… w takim razie… byl… jej… Ksieciem?…
– Marku… Kocham Cie! – wyszeptala.
Ich usta polaczyly sie w goracym pocalunku Zakazanych Kochanków. Jezyki splotly sie w tancu Milosci. Caly wstyd, cale zazenowanie obojga odplywalo gdzies, znikalo. Przestawali byc bratem i siostra. Stawali sie Mezczyzna i Kobieta…

Monika wiedziala juz, co sie z nia dzieje. Rozpoznala to uczucie narastajace w niej stopniowo, peczniejace, które teraz, w tej krótkiej chwili, wybuchlo z cala sila. Wiedziala, czego chce. Byla gotowa…
– Chodz do lazienki – szepnela, odrywajac sie od ust brata.
– Co?… – byl zaskoczony.
– Teraz chce sie z Toba wykapac. Chce Cie piescic. Chce, zebys piescil mnie tak samo, jak w nocy. A potem… Marku… Zrób ze mnie Kobiete… dzis w nocy…

Swiatlo z reflektorów, ukrytych w podwieszanym suficie lazienki, oswietlalo nagie ciala kochanków. Stojac pod prysznicem namydlali sie nawzajem, piescili sie delikatnymi ruchami, obmywali swoje ciala strugami wody. Potem wyszli z kabiny, wytarli sie i stojac na podlodze calowali sie namietnie. Marek piescil cudowne, duze piersi Moniki, tak zachwycajace, tak podniecajace. Teraz byly jego. Tylko jego. Zsunal sie nizej, dotknal dlonmi rózowych platków muszelki. Znów, tak jak wczoraj, ociekaly wilgocia. Rozchylil je nieco i przesunal jezykiem. Boze, co za uczucie!
Monika oparla sie dlonmi o umywalke, wysuwajac biodra nieco do przodu. Poczula dotyk jego jezyka, nogi zaczynaly jej drzec.
– Jak… dobrzeee… – jeknela.
Jezyk Marka zataczal kola, wslizgiwal sie pomiedzy wargi. Wreszcie dotknal nabrzmiewajacego guziczka i zaczal go delikatnie ssac, draznic, lizac i ponownie ssac. Monika czula, ze tego dlugo nie wytrzyma. Nie mogac ustac, osunela sie na podloge, na dywanik, lezacy kolo umywalki. Marek uklakl z glowa pomiedzy jej rozwartymi nogami i piescil. Piescil ja coraz mocniej… mocniej…
– Aaaa…aaaa…aaaa… – rozkosz znów przyszla niespodziewanie, tak samo mocno, jak wczoraj.
Monika chwycila glowe brata i przycisnela do swojego lona. Lapczywie spijal soki wyplywajace obficie z jej wnetrza. Ich smak byl tak cudowny, tak niepowtarzalny… Pragnal teraz tylko jednego. Pragnal aby to sie stalo. Zadza zawladnela nim calkowicie. Chcial wejsc w nia, kochac sie z nia. Teraz… Tu, na podlodze…
Uniósl sie i nasunal na siostre. Jego podniecony, naprezony do granic mozliwosci czlonek, dotknal jej wilgotnych platków. Czujac go, Monika zadrzala. Pragnela tego, a jednoczesnie, w tym momencie, gdzies w jej glowie, blysnely ostatnie watpliwosci.
„Boze, co ja robie! Trace dziewictwo z wlasnym Bratem!”
Zwarla uda i dlonmi odepchnela Marka.
– Nie! Nie tak! Prosze, nie teraz!
Posluchal. Zatrzymal sie. Nie napieral dalej. Odsunal sie, uklakl i pogladzil ja po brzuchu.
– Przepraszam… Moniko, zapedzilem sie…
Uniosla sie i pocalowala go w usta. Wtulila sie w niego.
– Nie, to nie tak… Marku, ja chce tego… tak samo jak Ty. Ale boje sie. Nie bylam nigdy, z zadnym mezczyzna. Chce, zebys byl Pierwszy, ale… Jesli to zrobimy… nie bedzie juz odwrotu. Co sie wtedy stanie? A jesli zajde w ciaze? Marek, co my robimy? Jestesmy oboje nienormalni!
Marek gladzil ja po cudownie miekkich, kasztanowych wlosach.
– Kocham Cie, Moniko. Kocham Cie i to jest najwazniejsze. Jestem gotów pójsc do wiezienia, dac sie zabic, jesli to bedzie konieczne. A swiat musi to zrozumiec. Chce stac sie z Toba Jednoscia. Mezczyzna i Kobieta. Chce wychowywac nasze dzieci. Zastanawialem sie nad tym. Caly dzien o tym myslalem, co sie stanie jezeli… Wtedy… wyjedziemy stad, znikniemy przed swiatem. Za miesiac konczysz nauke w szkole, odbierzesz dyplom technika, a na studia mozesz zdawac gdzie indziej. Ja tez znajde nowa prace, bez problemu… Mam nawet pomysl, co zrobic… Jesli sie uda…
Slowa brata byly spokojne, stanowcze, wrecz zdesperowane. Monika poczula, jak jej watpliwosci zaczynaja znikac. Prawie…
– Marek, co Ty wygadujesz? Nie da sie tak zwyczajnie zniknac. To sie nie moze udac. A poza tym.. Czy wiesz, czym grozi Taka Ciaza? Istnieje ryzyko…
– Ryzyko istnieje zawsze – przerwal jej – Nawet w normalnym zwiazku. Tu moze troche wieksze, ale… Czy wiesz, ze w starozytnym Egipcie i w paru innych kulturach zwiazki dzis pietnowane byly na porzadku dziennym? W Egipcie faraon zyl ze swoja siostra i bylo to naturalne. Nawet bogini Izyda, byla siostra swego meza, Ozyrysa i zdaje sie, ze nawet mieli syna, Horusa. A patrzac na Biblie… jestes przeciez, w przeciwienstwie do mnie, wierzaca. Jak myslisz, z kim mieli dzieci potomkowie Adama i Ewy, chociazby Kain i Set, bo biedny Abel nie doczekal? Nie bylo na swiecie innych kobiet poza… Z tego wynika, ze wszyscy jestesmy troche z Takiej Ciazy…

Monika zamknela oczy. Moze to wlasnie tak mialo byc. Moze do tego momentu zmierzalo cale dotychczasowe zycie ich obojga. Jej Ksiaze.. byl caly czas tak blisko… Moze to wlasnie bylo przeznaczenie… Los, któremu musiala sie poddac…
„Niech sie stanie!” – pomyslala.
Podniosla glowe i spojrzala na Marka. Patrzyl na nia powaznie, z czuloscia, miloscia w oczach i… oczekiwaniem.
– Zróbmy to – szepnela – zróbmy… Ale nie tutaj. Na górze. W sypialni… rodziców…
Chwycila brata za reke i pociagnela za soba…

NIEDZIELA, NOC

Ogromne, malzenskie loze, obleczone w snieznobiala posciel, oswietlaly cieplym swiatlem kinkiety na scianach. Posciel byla swiezutka, nieuzywana. To byl wynik swoistej autoterapii Moniki. Srednio raz na dwa miesiace wymieniala posciel u rodziców. Nie potrafila inaczej. Chciala, aby wszystko bylo tak, jak dawniej, jakby na chwile wyszli i mieli wrócic. Do swojego pokoju, do swojego lózka. W garderobie nadal wisialy garnitury ojca i sukienki matki…

Oboje nadzy, stali na srodku sypialni, calujac sie namietnie. Monika czula, jak jej kobiecosc znów zaczyna ociekac wilgocia. Czula jego wyprezona meskosc, dotykajaca jej lona, tak duza, tak goraca…
Byla podniecona i znów pelna obaw, które teraz, w tej ostatniej chwili przed, ponownie powrócily. Za chwile jej brat uczyni z niej Kobiete. Wejdzie w jej wnetrze jako pierwszy. Przerwie jej dziewicza blone. Zlozy nasienie w jej ciele. Wiedziala, ze nie musi obawiac sie ciazy. Trzy dni temu skonczyla sie jej miesiaczka. Jej poprzednie obawy w tej kwestii byly troche na wyrost, na przyszlosc. Ale bala sie nieodwracalnego, które mialo nastapic. Nieodwracalnego, kazirodczego zwiazku. Jak dalej beda zyli z ta swiadomoscia? Bala sie… i pragnela tego. Tak bardzo pragnela, ze obawy nie mialy juz takiego znaczenia. Za chwile sie stanie. Tutaj, na tym lózku…
– To jest najwazniejsza chwila w moim zyciu – uslyszala szept brata – Poczatek tego, o czym snilem, co bylo tylko nieosiagalnym marzeniem.
– Jestes wariat, wiesz? – mruknela w odpowiedzi – Zboczony, popieprzony wariat. Powinni Cie zamknac. Moze to zrobia. Ale na razie masz szczescie. Masz równie zboczona, popieprzona siostre. Zamkna nas oboje…
Wpila sie ponownie w jego usta. Przylgnela do niego calym cialem. Czul jej jedrne, cudowne piersi, rozplaszczajace sie na jego torsie. Siegnal w dól i objal jej wspaniale, nieco sterczace posladki. Przycisnal je do siebie i zaczal masowac. Palcami wodzil po rowku, dotknal jej mniejszej dziurki, zaczal ja masowac, wreszcie srodkowym palcem dotknal od tyly platków jej muszelki, wsunal go nieco do srodka…
– Ooch… – ta nowa pieszczota nieomal odebrala dziewczynie zmysly.
Osunela sie na lózko, odsuwajac koldre. Glowe ulozyla na poduszce. Marek uklakl pomiedzy jej rozsunietymi nogami. Chwycila dlonia jego czlonka, objela go palcami, byl taki twardy, taki duzy… Zbyt duzy…
– Marek, och… On sie nie zmiesci…
Powoli nasunal sie na nia. Dlonmi objal jej piersi, scisnal. Poczula jezyk, zaczepiajacy wyprezony sutek. Glówka penisa dotknela wilgotnych platków. Zadrzala.
– Naprawde chcesz tego? – jego glos byl chrapliwy – Teraz?
Skinela glowa. Do diabla z obawami! Jesli tak ma byc – to niech sie stanie. Byla gotowa. Gotowa do przyjecia roli Kobiety w odwiecznym tancu dwóch plci.
Puscila penisa brata i objela dlonmi jego plecy przyciagajac do siebie. Poczula jak glówka czlonka wslizguje sie w jej wilgotne, dziewicze wnetrze. Tylko troche, nieduzo. Poczula, jak dotyka, jak napiera na jej wnetrze, na blonke, która dotychczas ja chronila…

Marek caly drzal

Bir yanıt yazın

E-posta adresiniz yayınlanmayacak. Gerekli alanlar * ile işaretlenmişlerdir